Translate

środa, 6 maja 2015

Rozdział XV

-Albo już jesteśmy na miejscu.
Wysiadłam z pojazdu, tato oczywiście otworzył drzwi.
Pierwszy raz widzę tą restauracjie, co za miejsce, pierwsza klasa.
-Co się dzieje?
-Piękne miejsce, pierwszy raz jestem tutaj.
-Pierwszy, i nie ostatni.
Uśmiechnęłam się do niego, był taki dobry, nigdy nie chciałam poznać swojego ojca, ale teraz to bajka, czuje się jak mała księżniczka tatusia.
Stojący pracownik przy drzwiach, otworzył nam drzwi.
- Łał tato, to nie byle jaka restauracja.
- Owszem.
Stojący na recepcji starszy mężczyzna przywitał się z nami.
- Dzień dobry, a pana tu dawno nie widziałem.
- Dzień dobry,  nie było z kim przyjść, a ta pani już jest?
-Tak, przyszła z młodym mężczyzną.
-O jak się cieszę!
Jaka pani, i jaki młody mężczyzna?!
-Proszę za mną.
Spanikowałam trochę, było dużo ludzi,ale na szczęście nie w spoglądali na nas, uff...jak dobrze.
-Proszę bardzo, o to wasz stolik.
Zobaczyłam, a tam kto siedział?? Nie tylko nie on, Roberto!!!
-Albo, kochanie pozwól że Ci przedstawię - co za cham, jak on mógł powiedzieć do mnie kochanie.
-Żadne kochanie Ty pieprzony zboczeńcu, miałeś mnie zostawić w spokoju!! Tato wychodzimy.
-Albo, ale właśnie tu przysliśmy po to, aby naprawić wasz związek- powiedział ojciec.
-Żadnego związku nie było, tato on Cię oszukał.
-Mówiłem panu i pani, że tak będzie mówić, ona jest chora trzeba jej pomóc.
-Ty jesteś chory!
Spojrzałam na niego, ale w moich oczach czaił się strach, boję się go.
Kobieta, która siedziała obok, zakrywała usta dłonią, widziałam
jak po jej policzkach spływały łzy.
-Coś się stało?  - zapytałam ją niepewnie.
Spojrzała na mnie, miała takie piękne oczy, nadopiekuńcze, patrzała na mnie z czułością, z jej oczu można było wyczytać że swoim ciałem będzie broniła swojego dziecka, jak lwica.
-Ricardo,  powiedz mu że ma się stąd wynieść.
-Ale... proszę pani dzięki mnie...
Kobieta nie pozwoliła mu dokończyć zdania.
Roberto wstał, powiedział mi do ucha:
-Spotkamy się jeszcze, kocie. Ale mamusi i tatusia już nie będzie, a napewno nie będzie tego śmiecia RONALDO.
Nie powstrzymałam się, i uderzyłam go w twarz.
-Sam jesteś śmieciem, Ronaldo jak się dowie że byłeś w mojej obecności ukatrupi Cię, rozumiesz i wyjdź!!
-Twoje słowo jest dla mnie rozkazem, piękna.
Pocałował mnie w policzek, ale gdy ojciec to zobaczył wziął go za szmaty i wyprowadził za drzwi.
-Albo?
Usiadłam na krześle, cała się trzęsłam, chciałam do Crisa.
-Kochanie, ciii... Obiecuję on Ci nic nie zrobi, dopilnuję tego.
Spojrzałam na kobietę, mówiła z taką czułością, przypominała mi siostrę od trenera, ale co najważniejsze byłam do niej podobna.
- Czy my się znamy?- zapytałam.
Teraz ona posmutniała.
-Nie...ale ja Ci to wszystko wytłumaczę, tylko daj mi szansę.
-Mam Ci dać szansę, jakim prawem. Ty mi nie dałaś, oddałaś mnie obcym ludzią, a teraz co myślisz że powiem "mamo tęskniłam", jesteś żałosna. Zostawiłaś mnie, nie wiesz co się ze mną działo. Nie było Cię przy mnie w tych pierwszych momentach, gdy zaczynałam coś gaworzyć, nie było Cię przy mnie gdy stawiałam pierwsze kroki, nie było Ciebie gdy upadłam, gdy miałam zdarte kolana. Nie było Ciebie, gdy pierwszy raz poszłam do pierwszej komunii, nie było Cię w tych najważniejszych wydarzeniach w moim życiu. Myślisz, że jak spotkałaś ojca, który wiedział gdzie jestem...
-Albo, proszę ja to wszystko naprawie.
- Nie, nie było Ciebie, kiedy byłam oskarżona o to że się broniłam przed Roberto, który chciał mnie zgwałcić, nie było Ciebie gdy pierwszy raz się zakochałam w mężczyźnie, który pewnie siedzi gdzieś tam i myśli o mnie.
-Albo, błagam??
-O nic nie błagaj. Nie chcę Cię znać!
-Proszę?! Nie odchodź.
-Nie było Ciebie w moim sercu, nie jesteś w moim sercu, i nigdy nie będziesz w Nim, rozumiesz. Nienawidzę Cię, i trzymaj się z daleka ode mnie i od ojca. Rozumiesz! On ma żonę, i dwóch wspaniałych synów.
-Albo, ja nie chcę Ricardo, ja chcę tylko Twojego wybaczenia.
Nie mogłam tego słuchać, musiałam wyjść. Pożegnałam się z ojcem.
-Albo, może Cię zawiozę?
-Nie tato, zadzwonię po Crisa.

Myślami CR7(w jego mieszkaniu)



O ktoś do mnie dzwoni. W końcu Alba.
-Hej myszko, coś się stało?
Słyszałem jej płacz przez komórkę.
-Albo, gdzie jesteś?
-Cris przyjedź po mnie pod restauracje El Bodegón.
Rozłączyła się, z szedłem do salonu.
-Mamo, za niedługo wrócę, jadę po Albę.
- Oczywiście, tylko wracaj mi szybko.
-A gdzie Junior?
-Poszedł do kuchni, po ciastka.
Z kuchni przyszedł mój syn.
-A tata, gdzieś wychodzi?
- Tak, za niedługo wrócę z ciocią Albą.
-Ja też chcę jechać po ciocię, prose.
-Ale...
Zrobił te maślane oczy, i ja się dziwię skąd on ma te oczy. Ja też, gdy byłem w jego wieku, a nawet starszy błagałem rodziców właśnie w ten sam sposób.
-Dobrze, chodź.
-Hura.

Myślami Alby( Cris już był niedaleko restauracji)

Dlaczego, dlaczego?? Czemu moje życie musi być tak ciężkie! I po co ona zjawiła się w moim życiu. Może powinnam z nią jeszcze raz porozmawiać. Ojcu wybaczyłam, czy jej bym umiała wybaczyć?
Kiedy, ten Cris będzie?
Po chwili zjawił się Cris, z Juniorem. Nie mogę płakać, przy małym.
-Cześć.
-Hej ciocia, przyjechaliśmy po ciocię. Cieszysz się??
-I to jak.
Przytuliłam małego, tulił mnie tak mocno. Kochałam go, jak własnego syna, ciekawe czy on kochał mnie jak matkę?!
Teraz mocno przytuliłam się do Ronaldo, powiedziałam mu na ucho.
- Musimy porozmawiać,  ale nie przy dziecku.
- Tak, kochanie.
Pocałował mnie.
-I przepraszam Cię za dzisiaj.
-Nie ma o czym mówić, zapomniałam. To co jedziemy, bym z chęcią pojechała gdzieś, gdzie nikogo nie ma.
-Tylko we dwoje?
-A Junior?
-Obiecuję, że maksymalnie za trzy dni, pojedziemy tylko we dwoje. A o małego się nie martw, wujcio Sergio się nim zajmie.
-Ale Cris, tak nie wolno. Oni mają swoją pociechę.
-Tak, ale wygrałem z nim zakład.
-Jaki??
-On obstawiał, że jutro dopiero zadzwonisz, a ja wiedziałem że to będzie jeszcze dziś. Jakbym ja przegrał, to on by zostawił u mnie Juniora i by pojechał z Pilar na trzy dni odpoczynku.
-Boże, a Pilar wie?
-Jeszcze nie, ale dzisiaj się dowie. To co wsiadać do auta, i ruszamy.
-Tata, a gdzie jedziemy?
-Odwiedzimy wujka Sergio i ciocię Pilar.
-To super - ucieszył się maluch.

Myślami Sergio



-Pilar?
-Tak?
-Wiesz, że bardzo Cię kocham.
-Wiem!
-A chcesz mieć jeszcze jedno dziecko?
-Sergio, Ty naprawdę. Cały czas o tym myślałam. Chodź tutaj, mały śpi więc mamy teraz czas dla siebie.
-Pilar, ale nie o to mi chodzi.
-A o co??
-Na trzy dni, będziemy mieć gościa.
-Kogo?
-Juniora od Crisa.
-Że co??
-No tak, bo przegrałem z nim zakład.
-Jaki znowu zakład?
-Powiem Ci później, bo właśnie ktoś przyjechał.
-Sergio, ja Cię zabije...

         ~~~~~~~~~~~

Hej i jak wam się podoba?? Przepraszam, że taki krótki, ale nie miałam pomysłu. Mam nadzieję, że i tak wam się podoba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz